Misza Tomaszewski: Znak sprzeciwu
» ODPOWIEDŹ do: Wszyscy zacznijmy wychowywać (2011)
Drodzy Ojcowie,
Fakt pochylenia się przez Was nad problemem wychowania przyjmuję z wdzięcznością. Natychmiast jednak pozwalam sobie z pokorą dopytać, o jakim wychowaniu mówimy.
Na początku swojego listu piszecie:
Człowiek, aby stać się tym, kim powinien ostatecznie być, koniecznie potrzebuje wychowania oraz kochających i wymagających zarazem wychowawców. Pozostawiony samemu sobie nie jest bowiem w stanie rozwinąć w pełni swego człowieczeństwa.
W tym sensie jest wychowanie procesem dotyczącym każdego spośród nas, wszyscy bowiem – młodzi i starzy – nie jesteśmy sobą, lecz sobą dopiero się stajemy. Emmanuel Mounier napisze:
Osoba nie jest najcudowniejszym przedmiotem świata, przedmiotem, który moglibyśmy poznawać z zewnątrz, jak inne. Jest ona jedyną rzeczywistością, którą poznajemy i zarazem tworzymy od wewnątrz. Wszędzie obecna, nigdy nie jest dana.
By zaś móc stać się sobą, nie może człowiek narcystycznie skoncentrować się na własnym wnętrzu. Jest on istotą społeczną, której „ja” możliwe jest dzięki „ty” i „my”. Hasło „wszyscy zacznijmy wychowywać” należałoby więc uzupełnić: „i zarazem wychowywać się pozwalajmy”. Strzeżmy się zgubnego przeświadczenia, że stanowimy projekty w pełni już ukończone, charaktery ostatecznie już ukształtowane. ??wiadomie spotykajmy innych ludzi i pozwalajmy się spotykać.
Wasz list, Ojcowie, wypada jednak odczytać również w innym duchu, w duchu wychowania pojętego wąsko – jako procesu formowania i socjalizacji dzieci i młodzieży. Z pewną obawą czytałem akapit, w którym znać było niepokojące refleksy mitologii Złotego Wieku, w którym – jak powiada o. Wacław Oszajca – „trawa była bardziej zielona, słońce mocniej grzało, wiatr był cieplejszy, a zimy znacznie krótsze”:
Nasi przodkowie w sposób oczywisty „dziedziczyli” wartości i metody pedagogiczne swych rodziców i dziadków, przekazując je następnym pokoleniom. Prości ojcowie i matki, nie korzystając ze specjalnych poradników pedagogicznych, a kierując się jedynie rodzicielską miłością i mądrością, potrafili pomóc swym dzieciom stać się dojrzałymi i szlachetnymi ludźmi.
Stąd drobny już tylko krok do Jana Jakuba Rousseau i motywu ludzkiej natury, w stanie pierwotnym nieskażonej jeszcze przez zło cywilizacji. Czy naprawdę wierzymy w bajkę o bezpowrotnie utraconych metodach wychowawczych, których brak kompensujemy sobie lekturą poczytnych poradników pedagogicznych? Niepokoi mnie Wasz nieco lekceważący – jak się wydaje – stosunek do systematycznie uprawianej refleksji pedagogicznej, która pewne przesądy wychowawcze, czasem nader szkodliwe, obala, inne zaś – wśród nich te wypracowane w Złotym Wieku, za którym tak tęsknicie – rehabilituje. W tym kontekście nasuwa mi się pytanie, czy rzeczywiście wszyscy – mający po temu uzdolnienia i niemający – powinniśmy zakasać rękawy i zacząć wychowywać najmłodsze pokolenie. Wychowywać zresztą – jakimi metodami? I do czego?
Bardzo spodobał mi się ten fragment Waszego listu:
W trosce o pełny rozwój osoby ludzkiej, Kościół zwraca uwagę na niebezpieczeństwo jednostronnego kształcenia pod presją współczesnej cywilizacji zdominowanej przez technikę i prawa rynku. Dzisiaj bardzo często akcentuje się jedynie konieczność praktycznego przygotowania dziecka do znalezienia się we współczesnym świecie. Wiedza i zdobyte umiejętności praktyczne są z pewnością ważne. Pozwalają one odnaleźć swoje miejsce w świecie i zdobyć odpowiednią pracę. […] Trzeba jednak pamiętać, że te wszystkie umiejętności mogą przynieść owoce tylko wtedy, gdy towarzyszyć im będzie dojrzała osobowość i ukształtowany charakter, a przede wszystkim odpowiednio uformowane sumienie.
Być może spodobał mi się on dlatego, że bardziej jest czytelny od kremówkowego frazesu: „Kościół powinien być znakiem sprzeciwu”. Jasno wynika z niego, że technicyzacja i urynkowienie placówek edukacyjnych prowadzą nas na manowce. Czas w nich spędzony w sposób szczególny powinien stanowić szkołę krytycznego myślenia o zastanej rzeczywistości, myślenia w duchu aksjologicznym, nie zaś tylko utylitarnym. Tu za Wasz list, Ojcowie, zrewanżować mogę się swoim tekstem o buncie: link.
Pozostaję wobec Was z szacunkiem,
Misza Tomaszewski
inne odpowiedzi:
Ewa Wasilewska: Zmarnowana szansa
„Wszyscy zacznijmy wychowywać” – co za ze wszech miar słuszny apel! Już widzę siebie, jak stoję w kościele i słucham tych obiecujących słów.
Marcin Trepczyński: dobry strzał
Być może trochę ten list za długi. Najważniejsze, że jest najważniejsze: jasne określenie, do czego nie może się ograniczyć wychowanie i co jest jego celem. Pewnie dla wielu to banał. A jednak chyba warto go powtarzać.