Marcin Trepczyński: co z tym relatywizmem?...
» ODPOWIEDŹ do: Wychowywać do prawdy – list na Tydzień Wychowania 2014
Eminencje, drodzy Ojcowie, myślę, że to jeden z najważniejszych listów, jakie usłyszałem i przeczytałem. Prawda i relatywizm to jedne z najtrudniejszych zagadnień. Zarazem bez ich głębokiego rozważenia trudno dobrze wychować, tak innych, jak i siebie samego. Temat ten – choć stary – wcale nie został wyczerpany. Co więcej, sam w moim życiu odczuwam, jak bardzo jest on palący. Tym bardziej dziękuję Wam za ten list.
Dlaczego uważam te zagadnienia za tak trudne?
Po pierwsze mamy problemy z samym pojęciem prawdy. Większość wykształconych powie, że prawda to wartość logiczna zdania. Część wyciągnie z tego wniosek, że stwierdzenie, że istnieje prawda obiektywna albo że ktoś jest Prawdą, jest pomyłką. Część – że skoro tak, to zależy ona od aktualności sytuacji, do której zdanie to się odnosi: raz zdanie "W Warszawie pada deszcz" jest prawdziwe, ale godzinę później już nie jest, więc tym bardziej nie można mówić o absolutności prawd. Ponadto, niektórzy jeszcze zaoponują mówiąc, że prawda to również prawdziwe zdanie. Ale gdy Chrystus mówi o sobie, że jest Prawdą, to nie do końca można mieć pewność, jak to rozumieć.
Po drugie na rynku pojawiają się takie książki jak np. Koniec prawdy absolutnej prof. Tadeusza Bartosia, który wskazuje w niej, że prawda jest właśnie zależna od zmieniających się sytuacji, więc wciąż „kruszy się i rozpada”, i stara się pokazać, że prawda absolutna, którą jest sam Bóg, jest dla nas nieuchwytna, więc "na ziemi" należy obwieścić jej "koniec". Wywołuje to wątpliwości: w takim razie, co z prawdami, na których mamy budować nasze życie?
Po trzecie niełatwo jest ustalić, gdzie prawda jest absolutna, obiektywna, a gdzie subiektywna. I z tym jest już zupełnie najgorzej. Z kolei bez rozwiązania tego zagadnienia jest naprawdę trudno.
Ta ostatnia sprawa wiąże się z relatywizmem. Choć chrześcijanin nie powinien zgadzać się z programem postmodernistycznym i jego głównym postulatem pełnego relatywizmu, to jednak trudno choć w części nie zgodzić się z diagnozą proponowaną przez przedstawicieli tego nurtu. Faktycznie, w pewnym momencie dziejów okazało się, że niektóre pojęcia, hasła czy idee, takie jak np. demokracja, zostały ośmieszone, okazało się, że można w ich ramach w ogromnej skali stosować przemoc i zaprowadzać niesprawiedliwość. Faktycznie, różni ludzie mogą różnie interpretować tę samą sytuację, i czasem naprawdę niesposób rozstrzygnąć, kto ma rację (ostatnio sam dość boleśnie doświadczam tego w moim życiu). Są to ważne spostrzeżenia, bo uczą pokory: pozwalają powiedzieć: ja uważam tak a tak; ale w niektórych sytuacjach nie pozwalają powiedzieć: ty bezwzględnie się mylisz, błądzisz, mówisz nieprawdę, kłamiesz. Nie pozwalają też na źle pojęty dogmatyzm, czyli bezwględne przekonanie o swojej racji tam, gdzie faktycznie nie możemy mieć pewności. Dlatego uważam, że nie zgadzając się na relatywizm (który, co odnotowaliście za Benedyktem XVI, sam może przerodzić się w dyktaturę), warto nam rozważać, co mimo to w naszych ocenach może być relatywne.
Zarazem chrześcijanin nie powinien zgadzać się na to, że nie istnieje prawda, co do której nie ma wątpliwości, która jest stała niezależnie od warunków (czyli absolutna). Bo jest nią Jezus Chrystus, który sam siebie nazwał Prawdą.
Nadal jednak trudno jest ustawić granicę: gdzie kończą się nasze relatywne prawdy, gdzie są obiektywne, a gdzie mamy do czynienia z prawdą absolutną, której treść rozumiemy bez cienia wątpliwości. Czy w ogóle czegoś możemy być absolutnie pewni? Pewnie wiele osób nadal się z tym boryka. Dlatego właśnie uważam, że problem (rozwinięty mocno przez sofistów) jeszcze się nie wyczerpał. I może nigdy to nie nastąpi.
Co z tym zrobić? Chyba po prostu to, co mówicie. Być może ja sam nie wiem, jak ocenić daną sytuację. Być może ktoś drugi też nie. Ale Chrystus dokładnie wie. On jest Prawdą, czyli – jak rozumiem – tym, co prawdziwe, tym, kto mówi prawdę, tym, kto prowadzi do poznania prawdy. Czy dobrze chwytam to, co do mnie mówi w Ewangelii lub obajwiając mi się w moim życiu? Może nie do końca. Ale przecież Jemu zależy, żeby mi pomóc, więc jeśli będę się starał wychodzić z „tego, co mi się wydaję” do „tego, co wie Chrystus”, otwierając się na Niego i uważając, by pod pozorem „Jego” nie wkradało się „moje”, to będę to chwytał coraz lepiej.
Nie będzie łatwo zrezygnować z tego „moje”, ale z Waszym błogosławieństwem, za które również dziękuję, musi się udać. Zwłaszcza, że do prawdy i wolności mam do wychowania i siebie, i mojego synka. A może jeszcze innych.
inne odpowiedzi:
Gerard Jaryczewski: Prawda jako wspólnota
Drodzy pasterze, moją uwagę przykuł szczególnie ten oto fragment Waszego listu: „Będziemy także podkreślali [w nadchodzącym Tygodniu Wychowania - przyp. GJ] rolę prawdy w życiu społecznym, narodowym i państwowym jako niezbędnego warunku rozwoju naszej Ojczyzny”.