Gerard Jaryczewski: À propos miłosierdzia
» ODPOWIEDŹ do: List o św. Albercie Chmielowskim (2016)
Drodzy biskupi, kiedy zaczynałem czytać list poświęcony św. Albertowi nie pomyślałem sobie: “Byle tylko znów nie było nawiązania do miłosierdzia...”, ale gdy dotarłem do pierwszych nawiązań, pomyślałem sobie: “Czy o miłosierdziu to już zawsze?...”. Ćwiczenie się w pokorze i dyscyplinie, choć idzie z trudem, dało jednak rezultat, więc przeczytałem jeszcze raz Was list, i jeszcze raz, i odsłoniła się przede mną pewna tajemnica o miłosierdziu, której dotąd nie znałem.
Zawsze myślałem o miłosierdziu w cieniu sprawiedliwości. Miłosierdzie objawiało mi się jako swego rodzaju supersprawiedliwość, która działa skutecznie tam, gdzie sprawiedliwość wymaga kary nie dającej się wymierzyć. Jak konieczność spłaty milionowych długów z dochodu sprzedawcy mioteł. Na skutki grzechu pierworodnego można patrzyć jak na sprawiedliwy wyrok względem pierwszych rodziców, ale zarazem jak na zbyt surowy wyrok względem nas, dzieci Adama i Ewy.
Tymczasem przykład św. Alberta otworzył przede mną nieznany obszar działania miłosierdzia. Stan bezdomoności lub bezrobocia można oczywiście sklasyfikować jako niesprawiedliwość, ale gdy dłużej się zastanowić, to kto jest winien tej niesprawiedliwości? Sam Bóg? Bezdomni i bezrobotni? Czasami tak, ale często nie są winni swojej nędzy. To nie oznacza jednak, że winni są ci, którzy im domu lub pracy nie dają, a czasami nawet nie są winni ci, którzy dom lub prace odebrali.
Właśnie tu ze szczególną mocą działa miłosierdzie, którego świadkiem i sługą był św. Albert — tu, gdzie sprawiedliwość nie wydaje wyroków, bo w ogóle nie dociera.
A czy nie jest to los wszystkich nas, dzieci Adama i Ewy? Każdy z nas jest winien osobiście oczywiscie jakiś grzechów, w tym sensie każdy jest winny. Ale tu się objawiło miłosierdzie, że my, niewinni swego stanu bezdomności, którego przyczyną jest grzech pierworodny, możemy wrócić do domu Boga.